Małe mieszkanko.

Jane

Uniosła brew.- Są tacy ludzie..- zaczęła.- Są tacy ludzie, którzy nie są normalni i jak już się w coś wplątują, albo patrzą jak ktoś się w coś wplątuje, stara się ich odplątać. - wytłumaczyła.- Ja do takich należę, a jeżeli nie dociera mogę Ci to narysować.- dodała zaraz uśmiechając się wrednie.

Jake

-Słuchaj mnie, ok? Nie znasz mnie, ja nie znam ciebie. Nie wiem nawet jak cholera masz na imię gówniaro! Czy nie dociera do ciebie, że nie oczekuję pomocy od nikogo, a już na pewno nie od takiej nadętej idiotki, jaką jesteś ty. - parsknął, po czym chwycił kurtkę i wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami. Nie wiedział gdzie ma iść, i czy jeśli wróci - dziewczyna wciąż tam będzie.

Jane

Wzruszyła ramionami. Ile razy to już się zdarzało.. Jane, nie będąc dokładnie pewna, czy chłopak szybko wróci, czy nie wolała nie ruszać się. Posiedzi tu, na razie, żeby nie było, że kradnie, czy coś. Od tego strzeż Panie. Mruknęła coś pod nosem, wyjęła paczkę z prochami i zaczęła się nią bawić, nie tyle, żeby spożywać, a obracać w kółko.

Jake

Postanowił pójść do baru i się upić, jak miał w zwyczaju robić. W połowie drogi kapnął się, że nie wziął portfela. Przeklął w duchu, po czym się wrócił. -Wciąż tu jesteś? -warknął, gdy już wszedł do domu. Był zły, bardzo zły.

Jane

Wzruszyła ramionami. - A Ty wciąż warczysz, drzesz się i ćpasz?- zapytała retorycznie.- No właśnie. Uznajmy, że chwilowo wynajmuję u Ciebie darmo mieszkanie, a Ty idź się naćpaj.- powiedziała, niby z obojętnością. Rozłożyła się na kanapie.

Jake

- Wątpię - mruknął, sięgając po komórkę leżącą na blacie stołu kuchennego. - Dzwonię na policję, nie mam zamiaru cię znosić. - powiedział, po czym zaczął wybierać numer. -Hm, tak, proszę, czy mógłby tu ktoś przyjechać? - zaczął rozmowę, niewątpliwie na prawdę dzwonił na policję.

Jane

Przewróciła oczyma.- Pozdrów tam wszystkich... Sam'a, Carol'a, Michael'a i psa.- wymieniła jakiś tam członków policji. Jedno jest pewne, pies na pewno tam jest. Jednak Jane chyba nie chce zadzierać z policją, znowu będą te całe poszukiwania rodziny itd. Westchnęła cicho, wstała. Poklepała chłopaka po ramieniu.- Nie zapomnij wspomnieć, że Cię okradłam, zgwałciłam i zakopałam w lesie.- mruknęła. kierowała się ku wyjściu.

Jake

Słowa dziewczyny go zirytowały, więc szybko odłożył telefon. -Ile ty masz właściwie lat, gówniaro? - zapytał, choć nie oczekiwał odpowiedzi. Wypchnął dziewczynę za drzwi. -Jeśli jeszcze raz się tu pojawisz, to kurde, nie wiem co zrobię. - wrzasnął , po czym ze wściekłością zamknął drzwi.

Jane

Stanęła przed drzwiami, oczekując tego, że ten zrozumie, że zabrała mu narkotyki. Trzymała paczuszkę mocno w ręce, oparła się o ścianę. Policzy do kilku, jak chłopak nie wyjdzie to pójdzie i wróci, kiedy indziej.

Jake

Miał nadzieję, że dziewczyna już sobie poszła. Zabierając portfel, rozejrzał się po domu. Nie miał już ochoty na narkotyki, wolał się upić. Taki już był, i przez to nie miał przyjaciół. Trudno, po co mu oni. Po chwili wyszedł i zaczął szukać kluczy. Nie zauważył , ze dziewczyna wciąż go obserwuje.

Jane

- Ostatnio je widziałam koło prochów, zaprzyjaźniły się, widocznie.- mruknęła opierając się, ziewnęła przeciągle.- Gdzie idziesz?- zapytała po chwili.

Jake

-A więc wciąż tu jesteś ? - mruknął, a na jego twarzy można było dostrzec grymas, który przekształcił się w uśmiech. Tak, chłopaka bawiła ta cała sytuacja. W końcu znalazł klucze - myliłaś się. - powiedział, po czym zakluczył drzwi i ruszył przed siebie, nie zważając na dziewczynę.

Jane

- To pewnie były od czego innego.- odparła, poszła za nim. - Gdzie idziesz?- zapytała ponownie, niczym te małe, słodkie siostrzyczki z dwoma kiteczkami podchodzące do starszych braci i wypytujące o wszystko. - Hmm?

Jake

-Chciałbym powiedzieć do ciebie spierdalaj idiotko, ale to pewnie było by zbyt niegrzeczne - powiedział, nie zerkając na dziewczynę. -Idę się upić, jeśli mam być szczery. - dodał.

Jane

- Okej.- odparła wzruszając ramionami. Do niej to nie przemawia.- A ja coś mam. Takie białe, dużo tego i z Twojego domu..- zanuciła chichocząc pod nosem.