Hole

Jane

- Dzięki.- mruknęła. Wrzuciła pudełko do torby. Hm, Charlotte już nie ma, trudno. Miała nadzieję, że ta nie jest zła. Dziewczyna szła za chłopakiem, kierując się tym samym do wyjścia. Pójdzie teraz posprzątać i tak nie ma co robić.

Jake

On jednak nie zmierzał do wyjścia. Usiadł na ławce, po czym wciągnął na nią także nogi. Oparł się o jakiś durny słup i naciągnął na siebie kaptur. Po chwili w jego ręku pojawiło się pudełko od papierosów.

Jane

- Nie dość, że pije i ćpa to jeszcze pali.- przewróciła oczyma, przechodząc obok chłopaka. Dmuchnęła sobie w grzywkę, zmierzała ku wyjściu. Westchnęła cicho, teraz musi jeszcze skontaktować się z Charlotte.

Jake

-Wiesz, że planuję się zabić? - powiedział, choć nie liczył na to, ze dziewczyna go usłyszy. Nie wiedział skąd w nim takie myśli, może po prostu nie umiał już sobie z tym wszystkim poradzić.

Jane

- Ta, Ty się zabijesz, a ja pójdę do zakonu, na pewno.- stwierdziła odwracając się w jego stronę. Zaśmiała się pod nosem, na pewno nie chciał, tylko tak mówi, nie?

Jake

-No pewnie. - syknął a potem dodał. -Nawet się cieszę, że nie bierzesz tego na serio. - spojrzał na dziewczynę, po czym jego wzrok z powrotem wrócił na papierosy.nie wiedziałam, jak to napisać xd

Jane

Uniosła lekko brew, czyżby mówił prawdę?
Podeszła do chłopaka, usiadła obok.- Ale Ty tak na poważnie? Po co?- zapytała od razu o prawdomówność i o powód. Zerknęła na niego.

Jake

-Czy miałaś w życiu tak, że wszystko ci się zepsuło? -mruknął. Pewnie miała, ale nie tak, jak chłopakowi chodziło. -A dokładniej ty wszystko spieprzyłaś, zraniłaś wszystkich, którzy cię kochali. -dodał.

Jane

Pokręciła przecząco głową.- Ale teraz..- zaczęła, jednak nie dokończyła. Wydawało się zbyt żenujące i głupie. Wolała nic nie mówić.- Musisz?- zapytała po czasie milczenia.- Sam mi mówiłeś, że nie chciał byś, żeby mi się coś stało, to dlaczego chcesz sobie coś zrobić?- zapytała.

Jake

-Narkoman nigdy nie będzie człowiekiem, toteż nigdy nie będzie zachowywał się jak człowiek. - powiedział, cytując pewną osobę. Śmierć, najlepszym rozwiązaniem, tak? O tak, wtedy by sobie wszyscy nagle o nim przypomnieli. To by było zabawne.

Jane

- Możesz być wariatem, małpą, koniem, lub kimkolwiek, ale masz żyć.- powiedziała patrząc na twarz chłopaka. Teraz wiedziała, że ten nie żartuje. Przeniosła wzrok na futrynę sklepów.

Jake

Uśmiechnął się do niej, i można było dostrzec, że jest trochę naćpany xd -Co ty możesz wiedzieć. -mruknął, po czym wstał i włożył ręce do bluzy. Zmierzał w kierunku wyjścia.

Jane

Wstała, szła obok niego.- Naprawdę, naprawdę, naprawdę chcesz to zrobić?- zapytała.- A co z Twoimi bliskimi, rodziną, przyjaciółmi, dziewczyną, fakt nie wiem czy ją masz, ale jakaś na pewno będzie. Nie myślisz o tym, co oni będą czuć?- zapytała zaraz. Zagryzła wargę.

Jake

-Rodzice woleliby żebym umarł, więc wyświadczę im tylko przysługę. Hm, może tylko moja siostra się zmartwi, no ale co z tego, ona wciąż mi kłamie. Dziewczyny i przyjaciół nie mam. Mam wyłącznie przelotnych znajomych, którzy pewnie zapomnieli jak się nazywam. A Juliett... - zaczął jednak nie dokończył. Wyszedł ze sklepu.

Jane

- Nie masz tego robić. Rozumiesz?- rozkazała. Nie chciała po prostu, chyba nikt by nie chciał. Dosłyszała wszystko co mówił chłopak, jednak nie wypytywała, teraz to było tu najmniej potrzebne. Wyszła za nim ze sklepu.